Słowenia to niezwykły kraj, którego jednak nigdy byśmy nie wybrali, gdyby nie brak dostępnych jachtów na wybrzeżu chorwackim. Rejs jednak musiał się odbyć i jedyna dostępna dla naszej załogi łódka to GibSea 37 z czarterowni Alfa Charter w Marinie Portorož na Słowenii.
Naszym zdaniem Słowenia to jedno z najbardziej niedocenionych żeglarsko przez Polaków państw. Wydawało nam się, że będzie to biedny bałkański kraj, a okazał się być dumną i bogatą republiką. Szczególnie zachwyciła nas otaczająca zieleń. Wybrzeże Słowenii to zaledwie 44 km, ale pełne urokliwych i zadbanych portów.
W Marinie głównie Niemcy i Austriacy, kilku Słoweńców. W innych marinach zdarzały się pojedyncze polskie bandery, jednakże samych Polaków nie mieliśmy okazji spotkać. Zupełnie nie rozumiemy dlaczego. Tubylcy mili i uczynni, ceny w marinach też nie przytłaczały, a jedzenie przepyszne, ale np. kalmary sporządzają w inny sposób niż przyzwyczaiła nas do tego Chorwacja. Bardzo miły kontakt z czarterownią i choć jak zwykle znaleźliśmy drobne niedociągnięcia to nasza Krystyna to całkiem zadbana łódka (przynajmniej tak nam się na początku wydawało), a marinero niezwykle pomocny. Nasz III oficer twierdził, że w życiu tak czystego silnika nie widział.
Czekając na oddanie jachtu wybraliśmy się na zwiedzanie pobliskiego Piranu. Okazało się, iż wjazd do centrum Piran jest możliwy tylko dla mieszkańców, natomiast turyści zmuszeni są do zostawienia pojazdu na parkingu i skorzystania z darmowego dojazdu autobusem. Nad miasteczkiem dominuje kościół katedralny św. Jerzego z XII w. i katedralna dzwonnica wzorowana na włoskiej kampanili. Akurat tego dni trafiliśmy na pchli targ na placu Tartiniego. Spacer wąskimi uliczkami Piranu przywodzi na myśl Wenecję, której wpływy były tutaj przeogromne. Piran jest przeuroczym miasteczkiem, do którego jeszcze będziemy wracać, tutaj bowiem znajduje się punkt straży granicznej, do którego należy zawitać opuszczając obszary objęte Schengen.
26.09.2021r. Portorož – Piran – Novigrad
Wypłynęliśmy z Portorož rankiem. Odprawa w Piranie nie zajęła nam dużo czasu. Poza dowodami osobistymi straż graniczna wymagała od nas jedynie okazania paszportów covidowych. Podobna procedura spotkała nas przy przekraczaniu granicy chorwackiej w pierwszym porcie w Umag. Celem na ten dzień był Novigrad, w którym planowaliśmy się schronić na noc mimo, że jak ostrzegają wiedźmińskie podania Novigrad „nie jest dobrym punktem wycieczki dla czarodziejów, czy wiedźminów” (w: Wiedźmińska Wiki). Dla nas Novigrad okazał się całkiem przyjemnym miasteczkiem choć zwiedzanym późnym wieczorem. Średniej wielkości port, sympatyczna obsługa, smaczne jedzenie. Oczywiście jak w całym regionie nad miasteczkiem dominuje katedra z wenecką wieżą i aniołem na jej szczycie.
27.09.2021 Novigrad – Fiord Limski – Rovinj
Wczesnym rankiem wyruszyliśmy w kierunku Rovinj. Celem było również wpłynięcie do Fiordu Limskiego.
Przeczytaliśmy, iż znajdują się tam hodowle muli, na miejscu okazało się jednak, iż nie jest tam prowadzona sprzedaż detaliczna. Sam Fiord ciekawy aczkolwiek mniej okazały niż np. rzeka Krka prowadząca do wodospadów w Parku Narodowym Krka. Odkryliśmy za to przemiłą piracką grotę, w której znajduje się bar Pirate Cave – Lim Fjord. Bar nie prowadzi kuchni, ale zachwyciła nas świetna lokalizacja i widok na przepływające jachty. W sezonie może być tam dość tłoczno z uwagi na to, iż jest miejscem przestankowym podczas rejsów turystycznych promami z Rovinj. Dodatkową atrakcją okazały się pływające w okolicy delfiny. Po tak cudownie spędzonym dniu dotarliśmy do Rovinj.
Miasto leży u stóp kościoła poświęconego św. Eufemii i św. Jerzemu oraz oczywiście kolejnej kampanili. Rovijn przez 500 lat było pod wpływem Republiki Weneckiej, a wielu mieszkańców to Włosi. Językiem urzędowym są język włoski i chorwacki. Miasto to ciąg wąskich uliczek, licznych knajpek, sklepików, galerii artystycznych, ale i okazałych budynków rządowych. Port miejski dość okazały, bo i miasto większe niż Novigrad. Niestety dostępny tylko dla mieszkańców. My zmuszeni byliśmy do cumowania w ACI Marina Rovinj. Sama marina, jak i cumujące tam jachty luksusowe, a co za tym idzie ceny również. Nie żałujemy jednak, bo takie miasto jak Rovinj jest warte każdej ceny.
28.09.2021 – Rovinj – Umag – Piran
O poranku udaliśmy się na targ rybny. W tym terminie nie był on jakiś szczególnie okazały, ale przecież warto spróbować miejscowych produktów: mule, rakija, figi, sery. O świcie miasto wygląda zupełnie inaczej niż wieczorem. Dzień upłynął nam na powrocie przez Umag do Piranu. Ze względu na dystans i panujące warunki do portu wchodziliśmy grubo po 22.00 co nie ucieszyło strażnika granicznego, ale za to udało się nam oszczędzić na opłatach portowych. Rano planowaliśmy wczesne wyjście w morze a naszym celem były Włochy, a konkretnie Wenecja.
29.09.2021 Piran – Lignano Sabbatio
Włochy nie były dla nas łaskawe, a założonego planu nie udało się do końca zrealizować. Morze jest nieprzewidywalne i trzeba się z tym pogodzić. Przelot który miał nam zająć ok. 4-5 godzin z uwagi na flautę wydłużył się do ok.7, a do samej Wenecji dopłynęlibyśmy pewnie wieczorem. Oczywiście nie nudziliśmy się, ale korzystaliśmy z kąpieli w chłodnej już wodzie. Już będąc w okolicy Włoch podjęliśmy decyzję o cumowaniu w Marinie w Lignano Sabbatio. Znajdująca się bardziej na południe marina nie była niestety w stanie nas przyjąć z uwagi na niski stan wody, a do samej Wenecji nie byliśmy w stanie dopłynąć z uwagi na czas i stan zdrowia jednego z załogantów.
Na podejściu do portu głębokość wynosiła 2,2 m, a nasz jacht miał mieć zanurzenie na poziomie 1,70m. Poziom wody na podejściu do mariny jest tam zmienny, dlatego zalecamy by przed wpłynięciem kontaktować się z mariną w celem ustalenia aktualnych warunków. Marina malutka, zapełniona zimującymi tam jachtami, ale obsługa niezwykle pomocna. Miasto jednak nas rozczarowało mimo, że sama plaża piaszczysta, szeroka i piękna. Lignano to miejscowość typowo turystyczna i wizyta na koniec września to jak wizyta w mieście duchów. Pozamykane knajpki w pasie nadmorskim, puste ulice i domy. W dodatku zderzyliśmy się z włoską siestą.
30.09.2021 Lignano Sabbatio – Grado
W nocy flauta zmieniła się w wiatr o sile 4 w skali Beauforta. Wyjście z portu przy tak niskim stanie wody i fali przybojowej było emocjonujące. W planach mieliśmy Triest lub Sistiana jednakże kierunek wiatru spowodował, iż realnym celem okazało się Grado. Jest to miasteczko szczególnie uwielbiane przez Niemców i Austriaków, dlatego początkowo chcieliśmy go uniknąć z uwagi na ceny jakich się tam spodziewaliśmy. W Gardo znaleźliśmy kilka marin, jednakże nasz wybór padł na Porto San Vito. Samo podejście wydawało się łatwe. Wiatr północnowschodni nadal o sile 4B. Zgłosiliśmy wejście do mariny, załoga przygotowała cumy i odbijacze do cumowania i nagle usłyszeliśmy alarm wskazujący na przegrzanie silnika. Całe szczęście nasz III oficer sprawnie uporał się z wydawało by się prostą awarią. Okazuje się, że nikt nie wymieniał propylera od dawien dawna, choć trzeba przyznać, iż łódź była całkiem dobrze zaopatrzona w części zamienne. Podejrzewamy jednak, że za sytuację i warunki atmosferyczne w dużej mierze odpowiada też kapitańska czapka, która przynosi wiatr zawsze jak ją kapitan zakłada. Przykre jest, że z awarią musieliśmy sobie poradzić sami, bo marina mimo obietnic nie raczyła wysłać nam kogoś do pomocy, a na komunikaty nadawane przez radio nikt nie reagował. Coast Guard spotkaliśmy później w naszym porcie. Marinero tylko włoskojęzyczny więc trudno powiedzieć, czy jest to marina godna polecenia. Pewnie przy zwykłych warunkach atmosferycznych i braku awarii nie mielibyśmy powodów do narzekań. Samo Grado (Wyspa Słońca) położone na lagunie pod tą samą nazwą to rzeczywiście taka mini Wenecja z piękną starówką i kanałem portowym pośrodku miasteczka.
1.10.2021 Grado – Portorož
Ranek spędziliśmy na serwisie silnika. Dokładna inspekcja potwierdziła, iż również pasek klinowy wymaga pilnej wymiany, a nie chcieliśmy doświadczać kolejnej awarii. Dopiero w południe kiedy wiatr zaczął słabnąć i zmienił kierunek na zachodni przez co zdecydowaliśmy się wypłynąć do Portorož. Pogoda była idealna na powrót do portu macierzystego. Jacht mogliśmy zdać nawet rano w sobotę, ale zdecydowaliśmy spędzić ten wieczór na miejscu kosztując lokalnej słoweńskiej kuchni, która tak nas zachwyciła na początku rejsu.
Reasumując: Czarterownia godna polecenia, ale jak to zwykle bywa zdarzają się pewne niedociągnięcia łodzi. Łódka wygodna i dzielna, ale efekt śruby prawoskrętej szczególnie mocno odczuwalny podczas manewrów portowych. W chwili obecnej można powiedzieć, że silnik niedawno serwisowany. Region bardzo ciekawy. Odwiedziliśmy 7 portów w 3 różnych krajach. Żeglowaliśmy w różnych warunkach pogodowych. Choć czujemy niedosyt, jeśli chodzi o realizację planu rejsu, to mimo wszystko uważamy rejs za udany. Ahoj przygodo !